Wywiady z ciekawymi osobami
Dziś (17.06.2002) rozmawiamy z prof. dr Adamem Zielińskim, literatem, autorem licznych powieści, opowiadań oraz artykułów naukowych o europejskim znaczeniu, doradcy polityków, laureacie wielu nagród literackich i państwowych. Profesor to intelektualista, którego opinie mają wpływ na decyzje polityków i działaczy społecznych, na literatów i innych ludzi sztuki. Prelekcje profesora ściągają zawsze wielu słuchaczy a Jego popularność w Austrii i w Polsce stała się przysłowiowa.
Austriapol: Panie Profesorze, rozmowa, którą dziś z Panem przeprowadzamy to pierwsza z cyklu naszej nowej serii, więc sami odczuwamy coś w rodzaju tremy. Czy pozwoli Pan nam na formułowanie pytan "bez ogródek"?
Profesor: Nie tylko "pozwolę", ale o to proszę.
Austriopol: Ile lat przebywa Pan w Austrii?
Profesor: 15 sierpnia 2002 minie 45 lat od mojego wjazdu do tego kraju.
Austriapol: Szmat czasu, a mimo tego mówi Pan, pisze i dyskutuje tak wspaniale w języku ojczystym, jakby dopiero wczoraj opuścił Polskę.
Profesor: Po pierwsze kiedy wyjeżdżałem do Austrii miałem 27 lat, a więc byłem już w kwiecie wieku. Nie wyobrażam sobie aby można bylo w takim wypadku "wypchać" z siebie język, w którym się urosło, zwłaszcza, że się tego nie zamierza. Po drugie, od naszego wjazdu do Austrii nie upłynął choćby dzień bez wizyt z Polski. Przecież wiekszość profesorów krakowskich uniwersytetów to nasi koledzy ze studiów. Od chwili naszej emigracji do Wiednia, nie pozostawaliśmy choćby dzień bez bieżącej prasy z Kraju, a co najważniejsze - proszę sobie to specjalnie zanotować - moja żona Zofia od 1960 roku, natychmiast po znostryfikowaniu swego doktoratu na Uniwersytecie Wiedeńskim, prowadziła aż do 1995 roku lektorat polski w Instytucie Slawistycznym Uniwersytetu Wiedeńskiego. W tych czasach lektorat polski oznaczał nie tylko nauczanie języka ale przede wszystkim kontakt z dysydentami z Polski, którzy właśnie u Niej znajdowali "przystań". Nawiasem mówiąc, Kraj się nigdy za ważną pracę i za opiekę nad dysydentami nie zrewanżował, nie przyznał jej choćby jakiegoś odznaczenia lub choćby dyplomu. Nikt nie pomyślał, że to co czyniła, miało zasadnicze znaczenia dla Polski i Polskości. Nie przypominam sobie wieczorów u nas w domu, podczas których spożywalismy kolację bez gości z Kraju. A więc język polski był naszym językiem zasadniczym. Proszę jeszcze pomyśleć i o tym, że zawsze i bez przerwy, obydwoje z żoną, na bieżąco czytaliśmy polską literaturę i z czasem opanowaliśmy jej wszystkie przejawy prawie encyklopedycznie. Bez tego nie byłoby możliwe wystartowanie z moim pisarstwem, kiedy nadszedł na to czas.
Austriapol: Mało kto na emigracji uzyskał taki sukces jak Pan Profesor ...
Profesor: Nikt mi niczego nie podarował ani niczym nie obdarzył. Nie spadł mi też żaden spadek z nieba ani nie wygrałem żadnej sumy w kasynie lub na loterii, choćby dlatego, że nigdy nie grałem. Nie wstydzę się przyznać do tego, że dorabialiśmy się z żoną niezwykle trudno, przechodziliśmy przez pierwszy okres po naszym przyjeździe tak ciężko, że mogę te lata nazwać "drogą przez mękę". Przecież myśmy posyłali naszego jedynego syna do szkoły bez śniadania, bo nie stać nas było na nie, a dzieci się z niego, z tego powodu, wyśmiewały. Ale te ciężkie lata to była nasza szkoła życia: uczyliśmy się Austrii, uczyliśmy się Europy, historii powszechnej, języków, kultury, pojmowania sztuki, manier towarzyskich, tego wszystkiego co komunizm w Polsce nie udostepniał. Ta praca - a była ona, kiedy dziś sobie to uprzytamniam, niesamowita - w końcu zaowocowała. Zdobyłem samodzielność, sukces i myślę, że w końcu Austria zrobiła na naszej emigracji świetny interes. Zatrudniałem wielu tutejszych obywateli, wpłacałem rok rocznie do kas państwowych znaczne sumy, moja żona wychowała całe pokolenie doktorów, a mój syn to dziś jeden z najpoważniejszych w Europie specjalista - onkolog.
Austriapol: Czy w końcu Pan Profesor jest już Austriakiem czy też jeszcze wciąż Polakiem?
Profesor: Przede wszystkim jestem Europejczykiem, o polskich korzeniach i o austriackim podziwie dla kultury, a zwłaszcza podziwie dla muzyki, sztuki, malarstwa, literatury, rzeźby, architektury i. t.d. ale też - to jest ważne - jestem jednak Europejczykiem o galicyjskim charakterze. Niech nikt nie powie, że to jest kosmopolityzm, bo poczucie przyznawania się dziś do Europejskości to dowód humanizmu i filozoficznej dojrzałości. Ale moje, te najgłębiej zakorzenione cechy tkwią w Polsce, bo przecież tam wyrastałem, tam uczyłem się tabliczki mnożenia, czytania, pisania, pierwszych wierszyków i... pierwszej miłości.
Austriapol: Jakie jest Pańskie najnieprzyjemniejsze wspomnienie związane z emigracją do Austrii?
Profesor: Spotkałem żandarma, który prawdopodobnie wymordował własnoręcznie co najmniej połowę mojej rodziny. Sam się do tego przyznał. Ale nie miałem na ten fakt świadków, więc nie mogłem wyciągnąć w stosunku do niego żadnych prawnych konsekwencji.
Austriapol: To nie tylko smutne, ale i bardzo tragiczne. A jakie Pana Profesora wspomnienia są najprzyjemniejsze?
Profesor: Kiedy przyjmował mnie Austriacki Minister Spraw Wewnętrznych, do którego - bez jakiejkowliek protekcji (!) - zwróciłem się o pomoc w przyspieszeniu przyznania mi obywatelstwa austriackiego, tak się mną zainteresował, że kazał sekretarce przynieść od Demela (!) talerz kremówek i dwie wspaniałe kawy.
Austriapol: Życiorys Pana obfituje w wiele wydarzeń związanych z Pana działalnością polityczną, co uważa Pan za największe swoje osiągnięcie w tym zakresie?
Profesor: Unikam wszelkiej zależności od ugrupowań politycznych oraz partyjnych, jestem sam sobie "sterem, żeglarzem, okrętem", ale dumny jestem z tego, że każdy kto ocenia Zielińskiego, oraz jego twórczość literacką musi identyfikować mnie z liberalizmem, szeroko pojętym pojęciem tolerancji, oraz podziwem dla porządnych ludzi. Może to własnie jest powodem, że wielu wybitnych a może najwybitniejszych polityków Austrii i Polski, chętnie ze mną dyskutuje, wymienia poglądy, liczy się z moją opinią i nie ukrywam, że z wieloma z nich łączy mnie osobista, głęboka przyjaźń.
Austriapol: Co Pan Profesor sądzi o Polonii w Austrii?
Profesor: Nie miałem i nie mam z nią kontaktu, więc trudno mi ją chwalić czy ganić. Jedyne co stwierdzam, to fakt, że nie stworzyła ona czegoś w rodzaju "Polskiego lobby", a dziś, na całym świecie, "lobbiści" to najważniejszy warunek do dorobienia się politycznych i społecznych sukcesów.
Austriapol: Gdyby zwrócono się do Pana Profesora z prośbą o włączenie się do szerszej działalności polonijnej, co by Pan Profesor odpowiedział?
Profesor: Nie jestem w stanie podjąć się jakiejkolwiek funkcji organizacyjnej w Polonii, ale zawsze służę swoją radą, sugestią, doświadczeniem, kontaktami osobistymi, odczytami, prelekcjami, oczywiście zakładając, jeśli zostanę o to poproszony. Przy tym jednak moje credo musi pozostać nienaruszone: pisanie, pisanie, pisanie, bo niewątpliwie urzeczywistniam się tworząc, pisząc literackie teksty. Jestem pisarzem, a nie politykiem. Moim jedynym, ponad wszystko wybijającym się ambitnym zamierzeniem jest publikowanie nowych tekstów literackich. Co mam do powiedzenia, wyrażam przy pomocy tych tekstów, brak mi absolutnie czasu i możliwości na sprawowanie jakichkolwiek obowiązków organizacyjnych. Muszę tu wyznać, że gdyby na mojej drodze życiowej pojawił się jakiś, czyniący cuda anioł, poprosiłbym o to, aby mój dzień pracy przedłużył mi na 48 godzin, bo pisanie to żmudna, ciężka orka i zawsze brakuje czasu aby tę orkę wykonać według planu. Myślę, że na tej niwie służę Krajowi lepiej, wydatniej i konkretniej niż przez pracę przy biurku jakiejś polonijnej organizacji.
Austriapol: Rok 2002 jest Rokiem Polskim w Austrii. Czy sądzi Pan Profesor, że w obecnej formie spełnia on swoje zadanie?
Profesor: Uważam, że program Roku Polskiego w Austrii stanowi na pewno przyczynek do popularyzacji polskości nad Dunajem i promocji Polski w Austrii. Wyrażam przekonanie, że idea powstania takiego Roku Polonusom osiadłym w Austrii pomoże. Nie ukrywam przy tym przeświadczenia, że ten program byłby w swoim odziaływaniu bardziej przemawiający do Austriaków, gdyby do jego ustalenia przyciągnięto doświadczonych Polonusów.
Austriapol: Określa się Pan Profesor pisarzem pogranicza. Co to oznacza?
Profesor: To pojęcie wykuła krytyka Polska, która wykazała, że po Tadeuszu Rittnerze, po Stanisławie Przybyszewskim i po Janie Oskarze Tauszyńskim, jestem dopiero czwartym w historii pisarzem, piszącym równocześnie po polsku i po niemiecku i zajmującym się równolegle problemami Kraju nad Wisłą jak i nad Dunajem.
Austriapol: Panie Profesorze, dziękujemy za to, że znalazł Pan dla nas trochę czasu na rozmowę i prosimy o nas zawsze pamiętać!
Powrót

 

 

 

Menu