Copyright 2001 - 2002 Austriapol. Alle Rechte vorbehalten.

Referat prof. dr Adama Zielińskiego w Krakowie
W rocznicę nowojorskiej tragedii 11 września 2001, w dniu 12 września br. w Krakowie odbył się odczyt pisarza Adama Zielińskiego pt. "Literatura a terror". Z uwagi na chwilową niedyspozycję prof. Adam Zieliński osobiście nie mógł przybyć. W uroczystości oprócz licznie zgromadzonej publiczności krakowskiej uczestniczyli m.in. Przew. Rady Nadzorczej Telewizji Polskiej mec. Witold Knychalski, Dyr. Polskiego Radia w Krakowie mgr Stanisław Dziedzic, oraz Prezes Telewizji Polskiej mgr Tadeusz Skoczek.
Praca nad moim dzisiejszym wystąpieniem, była prawdziwą orką na ugorze, poniewż mimo usilnych starań nie znalazłem zadowalających materiałów będących wsparciem dla tego opracowania. Temat stał się dla mnie dlatego trudny, ponieważ nie znalazłem w moich archiwach stosownych odniesień do aktualnie podejmowanych analiz, służących do wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Przypomnijmy tytuł mojego dzisiejszego wystąpienia: "Literatura a terror" czyli jak literatura ma zwalczać terror, fenomen naszych czasów. Aby się do tego właściwie ustosunkować, zacznę od kwestii związanych z odwróceniem tematu: "Czy literatura może popierać terror?" Idea zamordowania tyrana - bez względu na prowadzące do tego celu środki - jest tak stara jak kronika ludzkości. Laureat Nagrody Nobla Sir Karl Popper w swojej znakomitej pracy "Die offene Gesellschaft und ihre Feinde" pisze co następuje: "Platon uważał, że fizyczne unicestwienie tyranów jest obowązkiem każdego wolnego człowieka. Jego sławny przyjaciel Dions zorganizował więc zamach na Dionysiosa, tyrana z Syrakuz. Jeden z jego wspólników Kalipsos był przyjacielem Dionsa, który przy jego pomocy utorował sobie drogę do pozycji tyrana Syrakuz, co osiągnął przez zamordowanie swojego przyjaciela Heraklidesa, którego z kolei unicestwił Kalippos. Ten, po tym czynie, natychmiast sam ogłosił się tyranem. Jednakże i on po trzynastu miesiącach stracił życie z ręki Leptinesa. Inny z uczniów Platona Klearchos stał się samowładcą w Heryklei, ale bardzo szybko został zamordowany przez Chiona, innego członka Akademii Platona.
Sam Mistrz Platon czyny te usprawiedliwił, ponieważ uważał, że każda droga prowadząca do usuniecia tyrana jest sprawiedliwa". - (tłumaczenie moje). Publius Ovidius Naso zwany Owidiuszem, wygnany z Rzymu przez cesarza Augustusa, nawoływał także w swoich "Metamorfozach" do usunięcia tyrana za wszelką cenę, jednak jej dokładnie nie określając.
A Niccolo Machiavelli, którego "Il Principe" inspirowało całe rzesze prawowitych i nieprawowitych władców Italii? Czy ten nie zachęcał do fizycznych unicestwień?
Wszyscy rosyjscy anarchiści nawoływali w swych tekstach do fizycznego zabicia cara, w owym czasie Aleksandra I, a to począwszy od Michała Aleksandrowicza Bakunina, autora książki "Staatlichkeit und Anarchie", pisarza, który w swej nienawiści do tyrana rządzącego w Petersburgu wydatnie przyczynił się także do wybuchu polskiego powstania 1863 roku. Polski Kordian nie był więc odosobnionym szaleńcem. Wszyscy owi anarchiści maniakalnie zajmowali się wyliczaniem metod prowadzących do nakreślonego przez nich politycznego celu.
Z rewolucją francuską i rosyjskimi anarchistami na czele dokonał się brzemienny w skutkach skok jakościowy: walka z tyranem przeradza się w walkę z reżimami. Najlepszą metodą prowadzącą do tego rodzaju zmagań staje się przy tym propagowanie terroru, a do tego procesu włączają się nawet literaci. Wymieńmy tu niektórych ideologów terroru faszystowskiego w Niemczech: Ottokar von Kernstock, Bruno Brehm, czy też autorka filmowych scenariuszy i równoczesnie reżyser Leni Riefenstahl, Szwed Knut Hamsun, Amerykanin Ezra Pound. Nie brak też przykładów na głoszenie terroru pośród filozofów. Wskażmy tu tylko Martina Heideggera. Z pisarzy wspierających z kolei ideologie komunistów i sowiecki terror należy wymienić: Władimira Majakowskiego, Aleksieja Gastiewa, Władimira Kirilowa, Demiana Biednego, Władimira Bill-Biełocerkowskiego, Wsiewołoda Iwanowa. Wszyscy oni działali wokół Lunaczarskiego, później zaś Żdanowa. Do tego grona musimy zaliczyć też Nikołaja Ostrowskiego z jego sztandarowymi powieściami "Jak hartowała się stal" oraz "Zrodzeni z burzy", a także Aleksandra Fadiejewa, Michaiła Swietłowa, a przede wszystkim Michaiła Zoszczenkę, który niespodziewanie dla swojego otoczenia z pozycji kpiarza przeszedł na pozycję twórcy "staliniady", publikując przy tym zjadliwie komunistyczną książkę pod tytułem "Opowiadania o Leninie". We Francji Emil Zola nawoływał otwarcie do zastosowania wszelkich środków przemocy, aby pomóc proletariatowi, a w kilkadziesiąt lat po nim Louis- Ferdynand Celine demonstracyjnie poparł hitlerowskie metody prowadzaące do holokaustu, zachłystując się nazizmem i gloryfikując go takimi publikacjami, jak "Bagatelles pour un masacre", "L'Ecole des cadavres", a przede wszystkim "Guignol' s Band". W jakiś czas po nim wybitny filozof i pisarz Jean-Paul Sartre staje się niemal ideologiem maoizmu i moralnym "ojcem" terrorystycznych, czerwonych brygad w Niemczech. Oczywiście, każdy z nas wie, że po latach przeszedł na inne pozycje ideologiczne i że jego teoria egzystencjalizmu zapewniła mu na zawsze pozycję w literaturze. To w niczym nie zmienia faktu, że w pewnych okresach swojego życia firmował ruchy socjalne o terrorystycznym charakterze. Zola, Sartre, Celine - trzej pisarze, tejże samej narodowości francuskiej, a jednak trzy zupełnie inne pozycje światopoglądowo-polityczne. Każdy z tych literatów okazał się na swój własny sposób zwolennikiem krańcowo radykalnych środków służących do osiągniecia ideologicznego celu. Nikt nie może zaprzeczyć, że pisarz ma prawo, a nawet powinien mieć własny punkt widzenia i wolność w wyborze światopoglądu, ale formułując je nie powinien ani na chwilę tracić poczucia odpowiedzialności za słowo wypowiadane w taki czy inny sposób. Przecież Lenin nie na darmo twierdził, że "z iskry może powstać płomień". Pisarz, który tego faktu nie dostrzega nie jest świadom, że może stać się instrumentem w rękach dyktatorów i antyludzkich reżimów, zwłaszcza jeśli osiągnął literacką sławę. Każdy ze znanych wyrobników pióra stając sę uznanym pisarzem, odpowiada niejako podwójnie za swoje słowa: raz za te, które zostały opublikowane, a drugi raz za te, które wypowiedział. Wiadomo przecież, że ze względu na sławę pisarską jego słowa nabierają często cech ważnej enuncjacji. W Chinach wspaniała pisarka Han Suyin, którą nawiasem mówiąc poznałem osobiście, autorka słynnej, sfilmowanej powieści "A Many-Splendoured Thing", nagle i to właśnie w czasie okrutnej "rewolucji kulturalnej", która kosztowała 20 milionów ludzkich istnienń, opublikowała książkę poświęconą Mao Ze Dongowi, noszącą znamienny tytuł "The Morning Deluge". W tym to utworze pisarka nie tylko sławi terror propagowany przez Mao Ze Dunga, ale z tyrana czyni coś w rodzaju Boga. A przecież nie musiała tego robić, bo nawet serdecznie z nią zaprzyjaźniony Czu En Laj, wówczas polityk numer dwa w Chinach, odradzał jej opublikowanie tego dowodu literackiej hańby. W Ameryce John Steinbeck, laureat nagrody Pulitzera, a potem Nobla, demonstracyjnie i uparcie popierał terrorystyczną interwencję amerykanską w Wietnamie i napalmowe wyniszczenie narodu, o którego egzystencji przeciętny Amerykanin do tego czasu nawet nie wiedział. Także i w Polsce znaleźli się literaci, o których nie można powiedzieć, że byli wolni od głoszenia skrajnych ideologii. Do takich według mnie należy Zygmunt Krasiński ze swoją "Nieboską komedią", która tu i tam nawet dziś brzmi aktualnie ale przecież propaguje daleko idący radykalizm, jeśli przy jego pomocy da się osiągnąć określone cele polityczne. Wymienię tu też powieść "Dzieci Anny" Jana Dobraczyńskiego, nawołującą do fizycznego wyniszczenia Żydów, chociaż wiem, ze później właśnie ten pisarz uratował z narażeniem własnego życia wielu Żydów i dostał tytuł"Sprawiedliwego wśród narodów świata". W Hiszpanii Federico Garcia Lorca (rozstrzelany przez pluton egzekucyjny Francisco Franco, a więc ofiara faszyzmu) w swych sztukach "Bodas de sangre" i "La casa de Bernarda Alba" opowiadał się za drastycznymi metodami, jeśli mogłyby one doprowadzić do poprawy sytuacji proletariatu hiszpańskiego. Gabriel Garcia Marques, laureat Nagrody Nobla, całym swoim autorytetem poparł Fidela Castro i jego rewolucję na Kubie w 1959 roku, udzielając w ten sposób moralnego poparcia tamtejszej rewolucji i jej wodzowi. Wymieniłem tu zaledwie kilka nazwisk i pozycji książkowych, aby poddać pod rozwagę tezę, że pisarz, którego największą powinnością powinno przecież być działanie wspomagające bliźniego jest w stanie w konkretnych warunkach optować za tyranią i propagować terror. Literaci mogą również fanatycznie, z niebywałym wręcz zaangażowaniem, zwalczać terror. Trudność polega jednak na tym, że zło takie jak terror da się propagować" ad hoc", ponieważ od tyrad przesyconych nienawiścią nikt nie żąda miar jakości literackich, a ewentualny czytelnik ideologicznych oracji nie poszukuje w nich żadnych argumentów dla swego działania. Natomiast literatura zawierająca przesłania humanitarne, siegająca po pozytywne cechy człowieka, musi powstawać dłużej, ponieważ potrzebuje czasu na odnalezienie najtrafniejszej formy przekazywanych treści. Wyraźmy to prościej: "Łatwiej malować diabła, aniżeli anioła" W publikacji wydanej przez byłego wicepremiera Austrii Erharda Buska, noszącej tytuł "Politik am Gängelband der Medien" czytamy na stronie 155 następujący tekst, który przytaczam w moim tłumaczeniu: "Czy za zło naszych czasów ponoszą odpowiedzialność media? Takie oskarzenie byłoby i niesłuszne, i nie odpowiadające prawdzie. Opracowując naukowo temat "terror i media" krytycy przytaczają listę około dwóch tysięcy tytułów, opublikowanych przez media przeciw terrorowi. Z drugiej jednak strony owe media ponoszą dużą odpowiedzialność za negatywne zmiany, które dokonują się w społeczeństwach. Propagujemy za dużo zła, a za mało dobra".
Jeżeli zastąpimy pojęcie "media" pojęciem "pisarze" łatwo nam będzie sformulować tezę tego wystąpienia, a mianowicie wzajemnego oddziaływania pisarzy na terror i terroru na pisarzy. Większym popytem cieszą się przecież w księgarniach powieści o seksie i o bezproblemowych życiu, aniżeli książki o ambicjach literackich, filozoficznym wydźwięku, akcjach zmuszających do myślenia. Nasuwa się wniosek, że pisarze muszą znaleźć jakieś nowe formy, nie rezygnując przy tym z atrakcyjności swych tekstów, które piętnując terror, potrafią na nowo zasugerować formy współżycia narodów, Norwid zwykł mówić, że literatura powstaje albo za wcześnie, albo o wiele za późno. Kurt Marti, ewangelicki proboszcz w szwajcarskim Bernie, wyraził to inaczej: "Literatur ist das Medium des langsamen Schaffens", czyli "Literatura jest środkiem wypowiadania się w zaskakująco wolnym tempie". Klasycznym przykładem słuszności tego stwierdzenia jest twórczość Franza Werfla, który fanatycznie opowiada się przeciwko terrorowi; na przykład w swych powieściach "Lied von Bernadette", "Nicht der Mörder, der Ermordete ist schuldig oraz w słynnej sztuce teatralnej "Jakubowski i pułkownik". Uważam, że Werfel przed emigracja do Ameryki w roku 1938 co prawda wspiął się na literacki Parnas, ale jeszcze za słabo formułował znaczenie tolerancji i konieczność demaskowania chorobliwych, patologicznych ludzkich cech. Trzeba było jeszcze wielu lat na to, aby autor temat ten zdołał wyrazić w treści i formie. Dokładnie przed tygodniem spędzilem parę godzin w IX. wiedeńskiej dzielnicy przy Bolzmanngasse, w salach Amerykańskiej Ambasady, prosiłem tam bowiem o przygotowanie mi materiałów do dzisiejszego wystąpienia. Jednakże już po krótkiej rozmowie zrozumiałem, że był to czas zmarnowany. Attache kulturalny USA rozprawiał z wielkim znawstwem na temat "dziennikarstwo przeciw terrorowi", ale nie przytoczył choćby jednego, trafnego szczegółu odnoszącego się do mojego tematu. Nie na darmo słynny sowiecki dysydent osiadły w Niemczech, Lew Kopeljew, w swojej książce "Aufbewahrt für alle Zeit" wyraża pogląd, że literatura jest narzędziem tępym, którego użyć można najskuteczniej w zasadzie post factum. Niedawno przeczytałem książkę pisarki chinskiej Jung Chang przetłumaczoną na język polski, noszącą tytuł "Dzikie Łabędzie". Wstrząsająca książka o niezwykłych walorach literackich, doskonały przykład powieści własnie post factum. Autorka rozprawia się w niej co prawda z maoistowskim terrorem, ale w tym co pisze, chodzi - miejmy nadzieję - o bezpowrotną przeszłość. Oczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, że krytykę terroru można wyrazić w formie pamiętnikarskiej ale wolałbym taką literaturę, która zwalcza każdy aktualny, a nie tylko miniony, konkretny terror. Znany wszystkim Aleksander Solżenicyn, wstrząsnął światem, ogłaszając swoje opowiadanie "Dzień w życiu Iwana Denysewicza", a potem powieść" Archipelag Gulag", demaskując zaskakująco odważnie komunistyczny terror. Wszystko co pisał, dotyczyło tylko przeszłości - (np. w "Dziewiątym kręgu piekła"). Jego utwory mogą w najlepszym wypadku służyć jako ostrzeżenie przeciw powtórzeniu się terroru ale brak im charakteru uniwersalnego.
Dlaczego krytykuję jego i jego kolegów po kądzieli? Musimy sobie zdać sprawę z faktu, że cechą każdego terroru jest adaptowanie coraz to nowych form, o czym pisarz powinien pamiętać zwalczając swoim piórem ów fenomen. Terror znacznie łatwiej niszczy literaturę - wskażmy tu choćby na wyrok śmierci wydany na Salmana Rushdiego za jego "Szatańskie wersety" - aniżeli literatura niszczy terror. Karl Kraus w swoim niezrównanym periodyku "Die Fackel" następująco interpretuje swoje zdecydowanie ofensywne stanowisko wobec Adolfa Hitlera: "Na temat tego indywiduum nie potrafiłbym sprecyzować choćby słowa, bo jestem literatem, a literatura musi przejść specyficzny okres intelektualnej sublimacji zanim zdobędzie się na własne sformułowania". W naszym oszalałym świecie wszystko się zawikłało: Karadzic, który jako lekarz złożył przysięgę według Hipokratesa, że będzie walczył do upadłego o życie każdego człowieka, przeobraził się w jednego z najkrwawszych, współczesnych terrorystów, a Bin Laden piszący podobno poezje sławiące Allacha i jego wyznawców oraz opiewającą liryczny urok muzułmańskiego raju stał się symbolem współczesnego terroryzmu. Każdy z nas autorów wie, że jedną czy dziesięcioma książkami nie zmienimy charakteru oszalałych agresorów i nie spowodujemy, że oni czytając nasze teksty odrzucą to, co diabelskie, i od razu przejdą do stosowania wobec dotychczasowych wrogów zasad tolerancji. W tym miejscu należałoby nareszcie sformułować pojęcie terroru. Co to jest "terror"? Żadna encyklopedia nie pomoże znaleźć odpowiedzi na to pytanie, ponieważ terror wystąpić może w nieskończonej ilości form. Jego obrazem jest zniszczenie przed rokiem World Trade Centre w Nowym Jorku, ale też wyrok smierci przez Chomeiniego na takiego pisarza jak Rushdie'go. Terror może przyjąć formę wojny bakteriologicznej, lub też codziennego zabijania z za wegla. Moze tez wyrazac sie zeslaniem na pólwysep Kola, ale tez listami zawierającymi ładunki dynamitu, jak to czynił niejaki Fuchs w Austrii. Terror może przejawić się w budowie silosów zawierajacych głowice atomowe, ale też w systematycznym, telefonicznym, dokonywanym co paręnaście minut, niepokojeniu wyszukanej ofiary, adresując pod jej adresem werbalne ataki i zastraszenie. Terror to rozstrzeliwanie nieokreślonej liczby przechodniów, zatrzymanych przypadkowo na ulicy, z zemsty za wysadzenie w powietrze torów kolejowych, jak to czynili hitlerowcy transportujący amunicję pod Stalingrad zgodnie z zasadą "Räder rollen für den Sieg", ale też ujawnia się jako zagrożenie śmiercią pięcioletniemu synkowi polityka, jeśli ten głosować będzie za niewygodną dla określonych środowisk ustawą.
Dla nas, ludzi pióra, terror to jedno z największych wyzwań aktualnej historii. Pisząc z myśla o pomyślności ludzkości nie powinniśmy stracić z pola widzenia tego, że terror zagraża ludzkości z siłą równą wybuchowi bomby atomowej. O tej naszej odpowiedzialności w walce z terrorem napisał niezrównany Sir Karl Popper w swoim dziele "Die offene Gesellschaft und ihre Feinde" (na stronie 286, tom II), co następuje:
"George Bernard Shaw stwarza w "Świetej Joannie" postać kapłana, który żada jej śmierci. Jednak kiedy widzi ją w płomieniach buchających z zapalonego pod nią stosem, pada na kolana w pokorze, pełen przerażenia i świadomości własnego upodlenia: "Tego nie chciałem" - woła - "Nie wiedziałem, co spowoduje... Boże, gdybym był świadom tego, jakie męki zadadzą jej oprawcy, nigdy bym jej nie oddał w ich ręce. Wy nic nie wiecie... nic nie widzicie! Jak łatwo się mówi, jeśli się nic nie wie... Ale kiedy nastanie godzina rozliczenia, kiedy przyjdzie się usprawiedliwić z tego, co się uczyniło, kiedy wasze przestępstwa osłepią wasze oczy, a płuca przeciwstawią się oddechowi, kiedy wasze serca pękną, wtedy... wtedy... o Boże, wtedy nareszcie zdacie sobie sprawę z tego coście własnymi, złymi czynami uczynili." (moje tłumaczenie!) Musimy wszystkim pisarzom w Polsce i poza jej granicami, przypominać owe słowa kapłana ze sztuki Shawa. Zamiast tworzyć postmodernistyczne teksty, zamiast zachwycać się swoim własnym językiem i literackim obrazem, pięknym w formie ale bez konkretnej treści, zamiast tworzyć"Art pour l'art", musimy pamietać o tym, że pisanie to wielka odpowiedzialność. Apogeum tej odpowiedzialności powinno być nasze tworzywo literackie, które musimy... musimy... kierować z całą konsekwencją przeciw wszystkiemu, co jest współczesnym terroryzmem
.
Foto: Wojciech Nosal
<<<Reportaże z imprez / Berichte von Veranstaltungen >>>
Copyright 2001 - 2002 Austriapol. Wszystkie prawa zastrzeżone.