HOŁOBUTÓW-Wydawnictwo Eukacyjne, Kraków - 1998, ISBN 83-86949-10-4

Grzmi coraz donośniej, ale nie z tego powodu drżę. Rękami, pokrytymi pęcherzami, wykopuję dołek. Na jego dnie ludzkie kości. - Jakubie! Znalazłem! Pierwsze krople deszczu. Skąd przytaszczyć tu kamień? Do kamieniołomu przecież co najmniej dwa kilometry! Jak więc wyryć słowa "Natan Rosen... Szalom!" Kozak szarpie mnie za rękaw: - Co to? - osłupiały pokazuje kości do których się dokopałem. Nie odpowiadam, więc nie zaprzestaje szarpania. Gdzie tu znaleźć kamień? Przecież tylko ta drobnostka dzieli mnie od spełnienia marzenia Kuby. - Bratjaga - zwracam się do kozaka - czy tu w pobliżu znaleźć można jakiś większy kamień? Patrzy na mnie tępo. - Tyś wariat - stwierdza - Po co ci kamień? Wytłumacz to takiemu... - Domyślasz się już - mówię - dlaczego Kociubynsky zbiera sześć razy więcej ziemniaków niż ty? - Nie! A co? Rozpadało sie tak, jak by miał nastąpić nowy potop... Kto wytrzyma na hołobutowskim polu? W niemiłośiernym deszczu rozpoczynam moją drogę powrotną. Najpierw do miasta, a potem... Myślę o Jakubie Rosenie i od razu wydaje mi się, że gwałtowna burza wokół nie usprawiedliwi mnie w jego oczach. Będzie patrzył na mnie długo swoimi smutnymi, wielkimi, czarnymi oczami, a potem zapyta: Dlazego nie ustawiłeś tam, gdzie trzeba, kamienia? Zapomniałes o tym, że miałeś wyryć na nim owo słowo, które zażyczył sobie mój ojciec, zanim wyprowadzili go na stracenie? Sza... - Sza... lom - przyłączę się w tej sekundzie do jego wywodu i obaj raz jeszcze, równocześnie powtórzymy je: - SZALOM!!

 

Menu